Jasło, choć o starym, średniowiecznym rodowodzie i królewskim nadaniu, w pracach plastycznych pojawia się dość późno, bo dopiero w XIX w. Podejrzewać należy, że istniały najprawdopodobniej wcześniejsze jego wizerunki, ale znając historię tego wielokrotnie burzonego, dotkniętego pożogami miasta, trudno oczekiwać wyczerpujących świadectw materialnych. Obrazy i obrazki nie były zapewne przedmiotami niezbędnymi do przeżycia w sytuacji ucieczki z pożaru, czy przymusowego wysiedlenia, podczas którego zabrać można było tylko tyle, ile samemu było się w stanie unieść.
Najstarszym widokiem miasta jest obraz Jana Bieszczada „Pożar Jasła w 1826 r.” znajdujący się w Muzeum Regionalnym w Jaśle. Prezentuje w ujęciu panoramicznym tytułowe wydarzenie tj. jeden z najtragiczniejszych pożarów, jakimi dotknięte było miasto. Obraz znajduje się na ekspozycji stałej i prezentowany był już wielokrotnie w różnych wydawnictwach poświęconych ziemi jasielskiej, jest więc doskonale znany. Warto jednak poświęcić mu odrobinę uwagi, gdyż, pełen szczegółów, oprócz trwogi walki z pożogą jest ciekawym świadectwem byłego wyglądu miasta. Przede wszystkim odnajdujemy w nim zabudowę mieszkalną w ścisłym centrum, czyli w okolicach jasielskiego rynku. To tutaj znajdowały się najbardziej okazałe, często piętrowe domostwa, które mieściły na dole pomieszczenia handlowe, a mieszkalne na piętrze. W pozostałych częściach miasta na obrazie domy są zdecydowanie mniej okazałe. Warto wspomnieć, że rozplanowanie architektoniczne płyty rynku i domów go okalających pozostało właściwie nie zmienione od epoki średniowiecznej. Jasielski Rynek jest jednym z niewielu takich świadectw przeszłości, tym bardziej wyjątkowych, że w mieście przebudowywanym wielokrotnie i praktycznie doszczętnie zniszczonym po II wojnie światowej, niewiele pozostało nietknięte. Legenda chce, by to sam Kazimierz Wielki był autorem tego założenia, co tłumaczyć ma oddana mu w hołdzie ulica jego imienia przecinająca plac i jednocześnie główna ulica ówczesnego miasta. Z łatwością odnajdziemy ją na obrazie. Na płycie rynku widoczna jest też figura św. Jana Nepomucena, który w tradycji chrześcijańskiej znajduje się raczej w bezpośredniej bliskości rzek i mostów, chroniąc w ten sposób przed powodziami, ale też suszą. W mieście trzech rzek jego obecność jest jak najbardziej uzasadniona. Na jasielskim rynku znalazła się w 1770 r. i przetrwała w tym miejscu do dziś. Doskonale widoczny jest wysoki podest i trzymany przez świętego w rękach krzyż. Najciekawszy jest jednak prawy górny róg obrazu. To tam znajduje się najokazalsza budowla, najstarszy jasielski kościół czyli fara. Świątynia, powstała w XIV w., początkowo drewniana, została przebudowana w kamieniu w 1446. Sylwetka kościoła jest niezwykle monumentalna w zestawieniu z o wiele niższymi domami mieszkalnymi. Doskonale widoczna jest zarówno fasada, jak i ściana boczna budowli, z niewielką kaplicą. Kościół otoczony jest niewysokim murem. Po lewej stoi, zrównująca się wysokością z kościołem, dzwonnica. W głębi, prawie na linii horyzontu, pozostający nieco w mroku, znajduje się cmentarz. Do 1784 zmarłych chowano w obejściu kościoła. Umiejscowienie nowego cmentarza wzbudziło początkowo mieszane uczucia, ale wkrótce zaczął się on wypełniać kolejnymi, tutaj jeszcze nielicznymi, pochówkami grupującymi się początkowo wokół cmentarnej kaplicy widocznej na malowidle. Często miały one formę wysokich obelisków, doskonale tutaj widocznych. Dzisiaj nekropolia, tutaj tak nowa i prawie niewypełniona pochówkami, choć ma ponad 2 ha, dawno przestała być wystarczająca, ale dobrze zachowana, z wszystkimi nagrobkami sprzed 1945 r. wpisanymi do rejestru zabytków, budzi nostalgię i przechowuje pamięć o przemijających czasach, ludziach i wydarzeniach.
Mniej więcej pół wieku późniejszy jest inny widok miasta. Grafika podpisana „Kościół parafialny w Jaśle, w Galicyi” sygnowany jest B.Brochocki. Kolorowana odbitka opublikowana została w Tygodniku Ilustrowanym w 1879 r. Brochocki to warszawski drzeworytnik pracujący głównie dla tego wydawnictwa. Był wiernym dokumentalistą rejestrującym bieżące wydarzenia, zabytkową architekturę oraz sceny rodzajowe. Grafika zachwyca piękną kompozycją i dbałością o zachowanie perspektywy. Jednocześnie urzeka harmonią kolorystyczną otoczonych zielenią zabudowań i grą świateł i cieni. Pełna jest szczegółów ujętych z typową dla rytownika drobiazgowością. Sylwetka kościoła ponownie góruje nad pozostałymi zabudowaniami, ale dysproporcja zdaje się mnie widoczna. Świątynia wtapia się w pozostałą architekturę i bardziej mamy wrażenie, że to portret miasta, niż pojedynczej budowli, co sugerowałby podpis.
Najwytrwalszym portrecistą Jasła był Apolinary Kotowicz. Myśląc o wizerunkach miasta, to on nasuwa się natychmiast na myśl. Rzeczywiście jego widoki jasielskich zabudowań, od poważnych gmachów urzędów i instytucji, przez kościoły i klasztory, po niepozorne domki, są najbardziej znane, ale też najliczniejsze. Kotowicz nie pochodził z Jasła. Urodził się w 1859r. w nieodległym Bieczu jako syn miejscowego lekarza. Opuścił jednak rodzinne miasto dość szybko, choć pozostawał z nim przez lata związany. Pobierał nauki w jasielskim gimnazjum, potem zamieniając je na tarnowskie, a następnie na krakowską Szkołę Sztuk Pięknych i prywatną szkołę malarstwa w Monachium prowadzoną przez węgierskiego malarza Hollósyego, ledwie dwa lata starszego. Kotowicz był uczniem Matejki, choć niepokornym, o mistrzu mówił, że „stary trzeszczał manekinami”. Cierpliwie przyswoił sobie jednak zasady święcącego wówczas triumfy malarstwa historycznego, by skręcić w stronę malowania z natury i wyjść w plener. W roku szkolnym 1904/1905 Kotowicz objął w swojej starej szkole, czyli w gimnazjum w Jaśle, posadę nauczyciela rysunków, przedmiotu nadobowiązkowego, a kilka lat później również w nowopowstałym gimnazjum żeńskim. Wtedy też zamieszkał w Jaśle, początkowo w mieszkaniu w jednej z kamienic w rynku, później w malowniczym dworku zaprojektowanym przez znanego architekta Talowskiego położonym przy parku. Był nauczycielem powszechnie szanowanym i lubianym przez swoich uczniów. Kotowicz musiał mieć niesamowitą charyzmę i wyjątkowe zdolności pedagogiczne, biorąc pod uwagę ilu znakomitych, znanych artystów zaszczepił zamiłowaniem do sztuki, jak wysoko oni zaszli i jak serdecznie wspominali swojego nauczyciela. Dość wspomnieć, że Jan Wodyński napisał po latach, że „po śmierci Kotowicza nie było odpowiedniego nauczyciela tego przedmiotu”. Wśród uczniów Kotowicza wymienić można oprócz Wodyńskiego, Stanisława Szczepańskiego, Zdzisława Truskolaskiego, Józefa Jaremę, czy Juliusza Studnickiego. Poświęcając się pracy nauczyciela, nie zapominał jednak o malowaniu. Korzystał z różnych technik. Pracował w oleju tworząc urocze sceny rodzajowe, niezwykle szczegółowe i pełne detali oraz portrety, często przyjaciół i znajomych np. państwa Dembińskich, jak również powstające na zamówienie dostojne podobizny jasielskich burmistrzów i notabli. Dla kościoła gimnazjalnego w Jaśle namalował obraz przestawiający św. Franciszka przyjmującego stygmaty, który niestety nie zachował się z pożogi ostatniej wojny. Nade wszystko znany jest jednak z akwarelowych widoków naszego miasta, których powstało całe mnóstwo. Kotowicz zdawał się zachwycony Jasłem, zwłaszcza nowymi, imponującymi, onieśmielającymi wręcz gmachami, jakże kontrastującymi z kruchym urokiem starych, niskim domów mieszkalnych. W obu rodzajach architektury dostrzegał piękno kompozycyjne i nastrojowy urok. Namalował wszystkie najważniejsze budynki w mieście: Radę Powiatową, Kasę Oszczędności, Sąd. Uwiecznił też imponujące sylwetki jasielskich kościołów: Franciszkanów, Farę, Kaplicę gimnazjalną, ale też piękną Synagogę. Z drugiej strony doceniał zakamarki ulic z niepozornymi domkami ciągnącymi się wzdłuż ulic, powtarzającymi się gankami i rzucającymi cienie sylwetkami drzew. Te widoki powstawały w naturze, podczas spacerów malarza z drewnianą kasetą zawierającą farby i przycięte, zagruntowane już kawałki tektury. Niektóre motywy powtarzają się, niewiele się tylko różniąc kolorem, jakby temat miał nigdy się nie nudzić, zmieniając tylko nieco szatę w odmiennym świetle. Jaślanie, dumni ze swego miasta, doceniali twórczość mistrza. Odnajdywali się w niej, tak jak odnajdywali znajome gmachy i zaułki miasta. Ze świadectw wiadomo, że prace Kotowicza zdobiły niejedno wnętrze mieszczańskie lub też, zgodnie z ówczesną modą, dekorowały witryny co dostojniejszych sklepów. Widoki Jasła autorstwa Kotowicza miałyby ogromną wartość dokumentalną, gdyby tylko przetrwały wojenne zniszczenia. Niestety podzieliły tragiczne losy miasta. W jasielskim muzeum zachowały się dwie akwarele prezentujące domy przy ulicy Floriańskiej i tzw. Starą wikarówkę, czyli dawną plebanię przy kościele parafialnym w rynku. Pozostałe znane są z reprodukcji. Szczęściem, w 1914 r. drukarnia Czerneckiego w Wieliczce wydała serię pocztówek z widokami Jasła. Dziś są rarytasem kolekcjonerskim właściwie nie do zdobycia. Kolejnym szczęściem ma je w swoim posiadaniu pochodzący z Jasła kolekcjoner Jerzy Ruciński, który niespotykanie chętnie dzieli się swoją kolekcją, udostępniając ją na wystawach, w sieci, czy do celów wydawniczych. Niewielkich rozmiarów kartoniki mają ogromną dla Jaślan wartość przedstawiając Jasło, którego nie ma, ale za którym wszyscy tęsknimy, Jasło z jednej strony imponujące swoim rozmachem budowlanym, ale też Jasło nostalgiczne, nieco senne, oaza spokoju i bezpieczeństwa jak wspomnienie dzieciństwa. Kotowiczowskie akwarele zachwycają kompozycją, wyważeniem między architekturą a równoważącą zielenią i dającym oddech niebem. Delikatne światło wygładza ostre kontury i kąty. Spokojna, choć różnorodna paleta kolorystyczna pobudza i uspokaja jednocześnie. Jasło Kotowicza jest jednocześnie imponujące, pełne dostojeństwa, ale też znajome i po domowemu pogodne i bliskie. Ciekawostką jest, że Kotowicz zajmował się amatorsko również fotografią i wykonał wiele zdjęć Jasła, w których odnajdujemy po raz kolejny te same architektoniczne inspiracje. Część z nich również została wydana w formie pocztówek. Zupełnym przeciwieństwem słonecznych akwareli jest mało rzucający się w oczy obraz zatytułowany „W parku w Gorajowicach”. Odmienna kolorystyka, odmienna praca pędzla spowodowana tym razem techniką olejną, odmienny, utrzymany w stylu romantyzmu nastrój. Malowidło przedstawia samotną kobietę siedzącą na ławce w parku. Okryta jasnym szalem, jest ona właściwie jedyną plamą światła i koloru. Dokoła króluje wszechobecna zieleń drzew i krzewów, po której prześlizgują się plamki światła. Obraz przywołuje na myśl fotografię wykonaną pod światło, w której oślepieni słońcem widzimy świat w ciemniejszych niż w rzeczywistości barwach. Park w Gorajowicach to piękne założenie i jest obecnie jednym z niewielu pozostałości starych drzewostanów na terenie Jasła. One również są świadkami dumnej przeszłości Jasła.
Kotowicz pozostawił po sobie wielu uczniów. Jednym z najznamienitszych był Jan Wodyński. Artysta, pochodzący z Jasła, opuścił miasto rodzinne przemierzając podczas swojego życia właściwie cały kraj. Będąc wykładowcą kierunków artystycznych uczelni wyższych, pracował w Katowicach, Gdańsku, Sopocie, Warszawie. Przez całe życie pozostawał jednak związany ze swoim rodzinnym miastem, często do Jasła wracał, często Jasło malował. Pozostawił obrazy olejne, rysunki pastelami, kredkami. Urodzony w 1903, spędził tutaj dzieciństwo, uczęszczał do jasielskiego gimnazjum. Jego matka prowadziła przy ul. 3 Maja sklep. Pierwszymi tematami powstających wtedy akwareli, czy niewielkich rozmiarów olei, były okoliczne pejzaże, lasy, rzeki i oczywiście miasto. W wielu z nich widoczny jest wyraźny wpływ pierwszego nauczyciela. Jakże kotowiczowskie są akwarele pochodzące jeszcze z czasów szkolnych przedstawiające leśną gęstwinę, jakże lekkie i pełne światła, z niezwykłą, pełną niewyczerpanych odcieni zieleni paletą. Wiele uroku mają dwa niewielkie obrazki olejne z 1932 r. zatytułowane „Fragment Jasła” i „Nad rzeką Wisłoką”. Odnajdujemy kotowiczowski temat małych domków przy stromej uliczne, tu również zieleń drzew nie przytłacza, ale jest wyraźnie widoczna, tu również błękit nieba równoważy ciężar architektury. Ale perspektywa jest jakby odwrócona. Ulica nie pnie się w górę, ale schodzi w dół. Budynki zdają się być cięższe, bardziej masywne. Praca pędzla jest tutaj wyraźnie odważniejsza, ilość farby wyraźniejsza. Jedno pozostaje niezmienne, to ledwo uchwytny urok małego, sennego miasteczka, jego cisza i spokój dające ukojenie, wrażenie zatrzymania w kadrze chwili, chwilowego, przelotnego odczucia. Temat ulicy będzie w twórczości Wodyńskiego wracał. Malował ulice wielu miast, które przemierzał. Zazwyczaj jednak są to ulice bardziej ruchliwe, pełne spieszących ludzi i pędzących samochodów. Wydaje się, że jedynie Jasło pozostaje oazą spokoju. Wodyński będzie śledził zmieniające się miasto, będzie dokumentował niejednokrotnie to, co w nim nowe, kolorowe, te wysokie mury powstających nowoczesnych zabudowań. Fascynowała go nowa powojenna rzeczywistość, zdawał się czerpać energię z obserwowanej odbudowy zniszczonego kraju i podzielać zapał. Malowane przez niego powojenne miasta, w tym Jasło, pełne są światła i jaskrawych wręcz kolorów. Ale w żadnym innym nie odnajduje tego podbudowanego nostalgią spokoju starych uliczek, który trwa niezmiennie, nieporuszony zmianami i który odnajdziemy w malowanym wiele lat później widoku „Uliczki w Jaśle”. Tu kolory tracą na intensywności, wszystko staje się pastelowe, spowolnione, jakby senne, bo przecież w tych starych uliczkach czas się zatrzymał. Trwają tutaj od tak dawna, że wydaje się, że nic nie jest w stanie wywołać zmiany. Nieco odmienny w nastroju jest rysunek pastelami przedstawiający kościół farny. Praca prawdopodobnie z początków działalności, pozostaje realistyczna, wręcz dokumentalna. Masywna sylwetka kościoła, naszkicowana z dbałością o szczegóły przedstawiona jest zimową i jednocześnie wieczorową porą. Rysuje się na tle granatowego nieba w towarzystwie bezlistnych drzew. Szeroko otwarta brama zaprasza do wstąpienia na dróżkę prowadzącą do świątyni, zaś jasno rozświetlone okna dają wrażenie ciepła. Rysunek przedstawia świątynię sprzed wojennych zniszczeń. Dach wieńczy wysoka sygnaturka, która nie została zrekonstruowana podczas powojennej odbudowy.
Wyjątkowym świadectwem przedwojennego Jasła jest niewielkich rozmiarów rysunek Adama Wodyńskiego, brata Jana. Adamowi, równie utalentowanemu plastycznie co starszy brat Jan, nie dane było ukończyć studiów artystycznych. Przez lata Jan pozostawał dla niego niedościgłym wzorem wielkiego artysty i profesora. Sam parał się pracą pędzlem, ale zajmując posadę dekoratora, uważał się raczej za rzemieślnika, niż artystę. Ale to właśnie jego umiejętności malarskie uratowały mu życie. Podczas wojny trafił wraz z bratem Feliksem do obozu w Oświęcimiu. Tam przypadkowo odkryto jego umiejętności, które uznano za przydatne, co pozwoliło mu przeżyć. Feliks nie miał takiego szczęścia. Zmarł w 1941 r. Właśnie z obozu Adam wysłał do matki do Jasła list w formie obrazka. Rysunek przedstawia dom rodzinny Wodyńskich. Drewniany budynek stał przy wylocie obecnej ulicy Asnyka. Na rysunku z przodu zdobi go okazała, przeszklona weranda. W głębi, powyżej dachu widoczny jest fragment dachu kościółka gimnazjalnego z sygnaturką. Znamienne jest, jak mocno wrył się w pamięć Adama każdy szczegół domu rodzinnego i otoczenia, tak, że był w stanie namalować go z pamięci w najdrobniejszych szczegółach. Dom nie przetrwał wojny, jak większość nie tylko drewnianej zabudowy miasta. Poniżej rysunku umieścił więzień cytat z Wyspiańskiego i słowa modlitwy, które nie mogły nie wzbudzić w adresatce ogromnego wzruszenia. Oprócz ładunku emocjonalnego i symbolicznego, rysunek Adama Wodyńskiego, jest też doskonałą ilustracją przedwojennej zabudowy mieszkalnej w naszym mieście.
Doskonałym dokumentalistą jasielskich zaułków był też Stanisław Witowski z Jasła. Był to kolejny uczeń Apolinarego Kotowicza. Po gimnazjum wyjechał do Krakowa, następnie do Nowego Sącza. Tam zapoznał się ze sztuką drzeworytu. W 1942 powrócił do Jasła. Zafascynowany działającym tutaj Zdzisławem Truskolaskim, prowadził wraz z nim malarskie studia nad światłem i kolorem. Dokonana przez Niemców zagłada Jasła mocno wstrząsnęła Witowskim. Stała się impulsem do powstania w 1945 r. serii drzeworytów i rysunków akwarelowych pod wspólnym tytułem „Ruiny Jasła”. Kolejna seria również poświęcona była Jasłu i nazwana została „Stare Jasło”. Witowski, podobnie jak poprzednicy, portretował miejskie zaułki, uliczki i domki w najstarszej części miasta. Używał akwareli, tworząc prace niezwykle optymistyczne, malowane w jasnych barwach, pełne świata. Ich przeciwwagą są pozbawione koloru drzeworyty. Witowski stał się specjalistą rytownictwa i w tej dziedzinie osiągnął prawdziwe mistrzostwo. Jego drzeworyty charakteryzują się doskonałą znajomością techniki, precyzyjnie opracowaną kompozycją, dbałością o szczegóły. Serię kontynuował jeszcze długo po wojnie, co rusz wynajdując stare, nietknięte zmianami zakamarki, warte uwiecznienia. Witowski miał wielki szacunek do śladów przeszłości. Prowadził inwentaryzację dóbr kultury ocalałych ze zniszczeń wojny ilustrując ją rysunkami, zajmował się ochroną zabytków, nadzorował prace remontowo-konserwatorskie, przeprowadził konserwację krzyża z wizerunkiem Chrystusa na kaplicy cmentarnej oraz figury Matki Boskiej Tarnowieckiej. Nieco wcześniejszy, bo z 1942 r. jest rysunek kredkami przedstawiający „Kościół parafialny w Jaśle” widziany od strony ogrodu, podarowany w 2006 r. jasielskiemu muzeum przez córkę artysty Joannę Dunin – Witowską wraz z kolekcją 60 akwarel, wśród których znalazły się też wspomniane wcześniej widoki „Starego Jasła”. Budynek kościoła przedstawiony jest poprzez nagie konary drzew, ale z łatwością odnajdujemy znajomą sylwetkę z widzianą już wcześniej u Wodyńskiego sygnaturką wieńczącą dach.
Inną znaną jasielską świątynię, kościół oo. Franciszkanów zobaczyć można na obrazie Stanisława Żebrackiego. To architekt malarz urodzony w Jaśle w 1921 r. Ukończył architekturę na Politechnice Krakowskiej i malarstwo na ASP. W malarstwie pozostawał pod wpływem Jerzego Kossaka, w pracowni którego pracował podczas studiów. Był też znakomitym kopistą. Jego obrazy pozostają niestety w znacznej mierze rozproszone po rodzinie i wśród przyjaciół, dlatego ich znajomość jest niewystarczająca. Wśród jego prac o tematyce historycznej, pejzaży i scenek rodzajowych, odnaleźć można też jasielskie kościoły. Jednym z nich jest właśnie Kościół franciszkanów. Od strony ściany bocznej widzieliśmy go już na akwareli Kotowicza. Żebracki prezentuje go od strony przeciwnej, widoczne jest wejście do świątyni oraz budynek klasztorny. Pierwsi franciszkanie pojawili się w Jaśle w 1899 r. zamieszkując w wynajętej kamienicy. Msze odmawiali początkowo w kaplicy gimnazjalnej, a okazały kościół przy ulicy Mickiewicza poświęcono już w Sylwestra 1904 r. Miał o 40 m długości, wejście znaczyła wysoka również na 40 m wieża. Fasadę zdobiła figura Matki Bożej. Niższe prezbiterium wieńczyła sygnaturka z umieszczonym wewnątrz dzwonem. Był to drugi jasielski kościół, nie licząc niewielkiej kaplicy gimnazjalnej, bardzo potrzebny, gdyż liczba parafian wynosiła w tamtym czasie 14 000 osób, obejmując, oprócz jaślan, także mieszkańców okolicznych wiosek. Świątynia, wykorzystywana także przez Niemców w czasie wojny do celów religijnych, została ostatecznie przez nich spalona, a następnie wysadzona w grudniu 1944 r. Obraz Żebrackiego ma więc, oprócz walorów artystycznych, duże znaczenie dokumentalne, prezentując świątynię z tego, stosunkowo krótkiego okresu jej działalności. Z łatwością odnajdujemy na nim poszczególne elementy konstrukcyjne, czytelne jest też położenie względem istniejącego do dziś, choć o innym charakterze działalności, budynku klasztornego.
Osobną kategorię obrazów przedstawiających Jasło stanowią prace powstałe na podstawie starych fotografii, czy pocztówek, przedstawiające budynki dawno nieistniejące, lub w wersji sprzed przebudowy. Fotograficzną dokładnością charakteryzuje się praca rysunkowa Stanisława Kochanka „Jasło. Rynek od strony zachodniej w 1902 r.” Jest to praca powstała na podstawie pocztówki fotograficznej. Autor, urodzony w 1905 r., kojarzony jest przede wszystkim z Krosnem gdzie działał i pracował m.in. w tamtejszej szkole artystycznej, czy domu kultury, choć bywał też w Jaśle. Artysta wykazał się sporą dozą wytrwałości, cierpliwie przenosząc na papier wszystkie detale architektoniczne zabudowy dokoła jasielskiego rynku i elementów sceny rodzajowej jaką jest miejski targ. Poza tą sceną dominuje sylwetka jasielskiego magistratu z wysoką wieżą zegarową, na kamienicach po obu stronach rynku odnotowano wszelkie szczegóły. W głębi po lewej ponad budynkami góruje górna część kościoła farnego z sygnaturką. Podobne podejście prezentuje artystka z pasji i zamiłowania Janina Patyk. Jej „Ratusz 1928” również powstał na podstawie zdjęcia. Porównując obie prace prześledzić można ewolucję jaką przeszedł budynek. Bryła została w części podniesiona o dodatkowe piętro, wieża zlikwidowana, a zegar umieszczony pod ozdobnym zwieńczeniem mansardowego dachu. Taki ratusz nie przetrwał długo. Został ponownie przebudowany przez Niemców podczas II wojny światowej, kiedy to zniknęły zdobienia i pojawił się surowy, antyczny w stylu fronton. Praca pani Janiny jest więc bardzo rzadkim przykładem malarskiej dokumentacji przedwojennego wyglądu jasielskiego Ratusza.
Widoki starego Jasła wyszły też spod ręki Kazimierza Hamady. Urodzony w Jaśle w 1954 Hamada jest synem znanego wieloletniego nauczyciela matematyki jasielskiego liceum. Zamieszały w Krakowie, z zawodu architekt, autor wielu projektów z architektury i architektury wnętrz, jest jednocześnie regularnie wystawiającym artystą malarzem pracującym głównie w technice olejnej. Jak sam mówi, inspirację do swoich obrazów czerpie z natury, malując pejzaże, nierzadko z elementami polskiej architektury. Jego prace mają specyficzny klimat i nastrojowość uzyskane przez pracę z formą, światłem i kolorem. Wśród płócien pojawiają się też migawki z Jasła. Jest to, jak podkreśla ich autor, „sentymentalna podróż do korzeni, do miasta (…) dzieciństwa”. Są to, jak u Kotowicza, budynki jasielskich gmachów i kościołów, te istniejące i te, których już oglądać nie możemy. Powraca, wielokrotnie już portretowany kościół farny. Co ciekawe, artysta oferuje widzom dwie wersje budowli, przedwojenną i współczesną. Bryła kościoła pozostaje niezmieniona, różnią się jedynie szczegóły, które wprawne oko wychwyci bez problemu, jak obecność sygnaturki na dachu, czy detale ogrodzenia. W obu obrazach artysta wykorzystuje stare drzewa otaczające świątynię do stworzenia nastrojowego klimatu, podkreślonego nieco przymgloną, choć odmienną w obu przypadkach, kolorystyką. Jego „Klasztor Wizytek” i „Skwer przy ul. Kościuszki” budzą silnie kotowiczowskie skojarzenia. Pocztówkowe kadrowanie kompozycji, piękne wyeksponowanie gmachu, subtelność i lekkość pracy pędzla niczym u akwarelisty, wyrafinowana kolorystyka – wszystko to przybliża i przywodzi na myśl znanego poprzednika. Tym bardziej, że obie prace przedstawiają rzeczywistość tamtego czasu, czyli początku XX w. Klasztor sióstr wizytek góruje ponad miastem niczym strażnik, a Kasa Oszczędności onieśmiela imponującą posturą. Wtopienie w krajobraz i charakterystyczna, efemeryczna nastrojowość, wrażenie pewnego rozedrgania są już jednak typowe dla Hamady. Taki też w nastroju jest namalowany przez niego Pałac Sroczyńskich w Gorajowicach. To rozciągający się wokół tego budynku park uwiecznił niegdyś Kotowicz. Teraz budowla wraca u Hamady w obrazach wędrówkach po mieście dzieciństwa.
Gorajowicki pałacyk to popularny jasielski temat. Położony kiedyś poza granicami miasta, obecnie stał się niemal emblematem, symbolem starego, obróconego w niebyt Jasła. Pałac w stylu neogotyckim powstał w połowie XIX w. Swoją popularną nazwę zawdzięcza ostatniemu właścicielowi, który poddał go przebudowie i gruntownemu remontowi. Przetrwał pożogę wojenną jako siedziba żandarmerii. Chętnie fotografowany, będący obiektem sesji zdjęciowych dla młodożeńców, powraca w pracach malarskich jasielskich artystów, w większości skupionych w nieformalnej grupie PLAJA. Mirosław Szudy namalował go kiedyś jako prezent dla swoich rodziców. Pewnie z tego powodu praca odbiega nieco stylistycznie od pozostałych obrazów artysty. Jest spokojniejsza, bardziej klasyczna. Po latach wiszenia na ścianie w rodzinnym domu, obraz trafił ostatecznie do jasielskiego muzeum. Jest tam też akwarela Anny Brożyny. Artystka często maluje Jasło, wyszukując co ciekawsze zaułki. Często inspiruje ją pojedynczy przyciągający oko detal, który rozwija się w całościową kompozycję, jak w przypadku kolumny z figurą św. Nepomucena, czy dachu wieżyczki domu przy ul. Staszica. Jej Dworek Sroczyńskich jest nieco odmienny, bardziej dynamiczny. Widziany fragmentarycznie spomiędzy pni drzew zdaje się tańczyć na wietrze razem z nimi. Dobrze znany wszystkim jaślanom budynek traci tutaj na monumentalności, odarty zostaje z widokówkowego, suwenirowego blichtru, zyskuje zaś tajemniczość bardziej gotycką niż neogotyckie wieże.
Stare jasielskie budynki nie przestają więc inspirować. Powracają w twórczości artystów związanych z miastem i pewnie też zwykłych ludzi. Zapewne na niejednej ścianie jasielskiego domu, czy na niejednym strychu trwają nieodkryte jeszcze ślady niegdysiejszej świetności miasta czy dokumentujące mniej popularne tematy znanych lub mniej znanych artystów. Czekają cierpliwie na swoich odkrywców, być może ciesząc oko wtajemniczonych, być może zapodziane i zapomniane. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś ujrzą światło dzienne uzupełniając naszą wiedzę o Jaśle i ludziach z Jasłem związanych. Przykładem niech będzie uroczy obrazek autorstwa Władysława Świstaka. Przedstawia on przedwojenny budynek mieszkalny przy ul. Jagiełły 26, niewielkich rozmiarów, niski domek jakich wtedy było całe mnóstwo, a dziś znanych jedynie z dokumentów.