WOJCIECH CICHOŃ

Wojciech Cichoń zawodu nauczył się od Adama Skibińskiego w Kołaczycach. Pracował tam 3 lata a potem przeniósł się na praktykę do Józefa Olszewskiego z Jodłowej, u którego pracował także 2 lata.

Cichoń sądził, że starzy garncarze niechętnie wyzwalali swoich uczniów, ponieważ bali się konkurencji. Wspomina, że miał spory problem ze złożeniem egzaminu czeladniczego i mistrzowskiego. Dopiero po latach w urzędzie skarbowym w Jaśle, mistrzowie podpisali papiery niezbędne do otrzymania przez niego karty rzemieślniczej.

Po otrzymaniu karty, przed 1939 założył własny warsztat.

Ponadto był posiadaczem dyplomów nadanych mu przez muzeum w Rabce i Jaśle.

Do roku 1970 pracował w trybie ciągłym a w czasach późniejszych wyłącznie sezonowo.

Jego warsztat znajdował się w kuchni, gdzie stały ławy i koła, które od roku1970 posiadały już silnik elektryczny. Były tam także zamontowane na stałe podwieszenia do suszenia naczyń. Udogodnieniem była także maszyna do zgniatania gliny poruszana ręcznie, która zastąpiła żmudną i czasochłonną pracę ręczną.

Do strugania gliny wykorzystywał  standardowe nożyki z blachy i drewna gruszy, jabłoni, bądź klonu, które miały kształt trójkąta lub prostokąta.

Glinę kopał na polu sąsiada, zwykle miała kolor żółty, bądź siwy. Przeważnie występowała na głębokości 2 metrów, a jej warstwa dochodziła nawet do 80 cm.

Po wydobyciu, garncarz dołował ją i polewał wodą aby przyspieszyć proces tzw. gnojenia, bądź wyprawiania. Aby glina dostatecznie się wyprawiła, potrzeba było co najmniej tygodnia, najczęściej jednak pozostawiano ją w dole, wykopanym w szopie na kilka miesięcy. Znajdowała się tam także wspomniana maszyna do rozgniatania gliny. Tam właśnie odbywało się klusowanie i wyrabianie gliny na tzw. wałki.

W okresie okupacji i po zakończeniu drugiej wojny światowej, przy pracy pomagała mu żona, która polewała i ozdabiała ukręcone przez niego naczynia.

Piec z cegły zbudowany został w 1945 roku w obejściu zagrody w specjalnie zbudowanej szopie. Posiadał on sklepienie łukowe – wypukłe.

Co ciekawe, w czasie okupacji podobnie jak inni znajomi garncarze z Jodłowej zbudował piec na kształcie koła, w którego obwód wbijano kije leszczynowe, które wiązano w stożek. Tak powstałą kopułę oklejano gliną wymieszaną ze słomą. W konstrukcji tej, zostawiał niezalepione wejście i cztery otwory. Jak wspominał, dno pieca wykładał donicami, które wcześniej były suszone na słońcu. Było to możliwe, ponieważ korzystał głównie z suchej gliny, która nie była podatna na duże zmiany temperatur i na pęknięcia.

Przed 1939 rokiem glazurę sporządzał z mini i siwego muliku. Minia była koloru żółtego i czerwonego. Składniki te mieszano ze sobą i mielono w żarnach.

Natomiast glinką białą i siwą, zakupywaną w sklepie wykonywał ornamenty, które nakładał rogiem, bądź kałamarzem.

Jego piec mieścił 1000 sztuk naczyń! Palił w nim głównie drewnem sosnowym, jodłowym i wierzbowym. Wypał trwał przeważnie 24 godziny, oczywiście wypał zaczynał od niskiej temperatury miarowo ją zwiększając. Ponadto w odpowiednim momencie, aby utrzymać pożądaną temperaturę zamurowywał wejście pieca aż do momentu zupełnego wychłodzenia. Po wyjęciu naczyń, zostawiał je jeszcze na ok. 4 godziny do zupełnego wyschnięcia. Wypalone naczynia, garncarz przeliczał na tzw. kopy.

Podobnie jak poprzednicy, proporcjonalnie do rynku zbycia, zróżnicowane rodzaje naczyń wyrabiał do 1960 roku, w czasach późniejszych ograniczył się do donic.

Początkowo swoje wyroby sprzedawał w Dębicy, Tuchowie, Czarnej i Pilźnie, w czasach późniejszych na miejscu. Natomiast jeszcze przed 1939 r. hurtem kupowali od niego Żydzi.

Ceramikę Cichonia podziwiać będzie można na wystawie etnograficznej w Muzeum Etnograficznym w Jaśle.  

Na podstawie materiałów z Arch. Spraw. Etno. MRJ,

Adrianna Napiórkowska – Bek