Wigilia św. Andrzeja – 29 listopada – andrzejki, były dniem wróżb dziewczęcych i modlitw panien na wydaniu do świętego Andrzeja, będącego ich opiekunem.

Zwyczaj ten kultywowany był od XVI w. niemalże w całej Europie. W dzień św. Andrzeja wróżono na Białorusi, w Czechach, na Litwie, w Niemczech, na Słowacji, w Szwajcarii, na Ukrainie, w Rosji, w Rumunii, na Węgrzech oraz w krajach śródziemnomorskich.

Jedna z teorii wyprowadza walentynki z Grecji /Sporady/. Wskazywać ma na to rdzeń imienia Andrzej – po grecku Andreas – znaczący tyle co męski i słowo androsmąż, mężczyzna.

Wielkie znaczenie miała noc z 29 na 30 listopada, gdyż wierzono, że w tym szczególnym czasie, sny mają proroczy charakter. Aby wzmocnić siłę takiego snu i zobaczyć w nim wymarzonego wybranka, dziewczęta korzystały z wielu praktyk. Najpopularniejszą z nich było wkładanie pod pościel elementu męskiej garderoby, np. koszuli. Wróżące często posiłkowały się magią miłosną, m.in. obok łóżka stawiały miseczkę z wodą, na której układały mostek z patyczków, który w założeniu ułatwić miał wybrankowi przejście do snu oczekującej dziewczyny.

Znanym zwyczajem zwłaszcza na Podkarpaciu było palenie ognisk, zwanych „ogniami św. Andrzeja”. Dym z takiego ogniska podsycany określonymi ziołami i kawałkami zeszłorocznych palm sprowadzać miał na dziewczęta głęboki sen, w którym zobaczyć miały przyszłych mężów.

Młode panny wróżyły z karteczek z imionami, które wkładano pod poduszki, by rano po przebudzeniu którąś z nich wylosować. Właściwie wróżono ze wszystkiego na co tylko pozwalała wyobraźnia: ze sztachet w płocie, szczebli w drabinie, z drew na opał, według zasady: kocha – nie kocha; powtarzając kawaler, wdowiec, kawaler, wdowiec…  Bardzo popularny w Polsce był także zwyczaj układania bucików w stronę wyjścia. Ta której bucik pierwszy dotarł do progu, jako pierwsza z domu miała wyjść. Powszechny był również zwyczaj puszczania łódeczek z zapalonymi świeczkami w skorupkach orzecha z nadzieją na ich wspólny finał. Zdarzało się, że dziewczęta przygotowując wcześniej smakołyki dla zwierząt, wpuszczały je tego wieczoru do izb. Panna od której, jako od pierwszej zwierzę zjadło przygotowane jadło, miała najwcześniej wyjść za mąż.

W wigilię św. Andrzeja oprócz wykonywanych zabiegów magicznych w domostwach, czytano także znaki z zewnątrz m.in. zwracano uwagę na odgłosy np. na szczekanie psa, które oznajmić miało, z której strony wsi przyjdzie kawaler. Oczywiście nie obyło się bez obserwacji nocnego nieba, z którego także wyczytywano przyszłe wydarzenia. Wszystko miało swoje znaczenie – spadająca gwiazda, nasycenie blasku gwiazd, widoczność drogi mlecznej itd…

Jednakże najistotniejszą wróżbą tego wyjątkowego wieczoru było – powszechnie znane i kultywowane – lanie wosku lub ciekłego ołowiu do miski z wodą. Uzyskany kształt z zastygłej cieczy poddawano wspólnym interpretacjom, najczęściej wróżąc z cienia tak pozyskanego obrazu.

Współcześnie na wieczorach andrzejkowych oscylujących wokół 29 listopada, dziewczęta i chłopcy bawią się wspólnie, marząc o podróżach i nowych wyzwaniach. Dawniej było to nie do pomyślenia, gdyż wieczór ten zarezerwowany był wyłącznie dla młodych panienek na wydaniu i ściśle dotyczył pytań o zamążpójście.

Na obecny kształt zjawiska miało wpływ wiele czynników, m.in. zanik chłopięcego zwyczaju wróżebnego –  katarzynek.

Na fotografii rzeźba przedstawiająca współczesne ujęcie zjawiska, wróżącą sobie parę z dzieckiem, autorstwa Antoniego Bolka z Załęża.